Nie ważne jak życie jest ciężkie Nigdy nie trać nadziei

niedziela, 26 maja 2013

58. Idą święta

Cassidy
Z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w spokojny oddech mojego synka. Nie mogłam uwarzyć, że mój maluszek miał już praktycznie dwa tygodnie. Przykryłam go niebieskim kocykiem i zeszłam na dół, gdzie panowało lekkie zamieszanie. No cóż urok rodzinnych świąt. Moja mama wraz z mamą Liama urzędowały w kuchni. Siostry Liama bawiły się z Tess natomiast mój narzeczony wraz ojcami gdzieś przepadł.

- Nicol a gdzie Liam?
- Nie wiem mówili coś o Mikołaju i prezentach. - odpowiedziała mi blondynka.
- Aha.
Poszłam do kuchni. Nudziło mi się strasznie, chciałam w czymś pomóc. Obie mamy nieźle ze sobą współpracowały.
- Jak tam nasz wnuk?
- Dobrze. Śpi sobie. Wiecznie głodny nie może być. Mogę wam w czymś pomóc?
- Nie kochanie. Idź się szykuj się.
Ze smętną miną poszłam na górę. Trochę zła wzięłam strasznie długą kąpiel. Siedziałam w wielkiej wannie kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Cass, kochanie jesteś tam?
- Tak jestem. 
Wyszłam z wanny, owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć drzwi. Mój Liam stał tam bez koszulki. Uśmiechnęłam się na jego widok. Przywarłam do jego ust. Jego palce znalazły się w moich włosach. Wprowadził mnie do łazienki i przycisnął do pierwszej ściany. Opieraliśmy się czołami i próbowaliśmy złapać normalny oddech.
- Święta, uwielbiam je. Tylko mi nie rób powtórki z tamtego roku.
- Nie mam zamiaru kochanie. Idę się ubrać i zobaczę co z naszym synkiem.
- Jasne kochanie.
Liam pocałował mnie jeszcze raz. Z głupawym uśmiechem poszłam do garderoby. Wbiłam się w jeansy, koszulkę na ramiączkach i biały sweter. Na nogi założyłam beżowe szpilki <klik>. W łazience na korytarzu wysuszyłam sobie włosy i poszłam zobaczyć Damiena. Moje maleństwo grzecznie leżało sobie w łóżeczko. Swoimi niebieskimi oczkami obserwował misie wiszące nad jego głową. Wzięłam go na ręce.
- Cześć kochanie. Co może się ubierzemy?
Miałam już wyjęte dla niego rzeczy. Ubrałam go w malutką koszulę i spodenki. Wszystkie jego rzeczy były takie malusie. Spojrzałam na mój skarb. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie w tali.
- Słodki jest.- zauważył Liam.
- Bo nasz. Co pójdziesz do tatusia?- podałam chłopca dla Liama.- Muszę się pomalować.
- Wyglądasz ślicznie.
- Ta jasne.- mruknęłam pod nosem i wyszłam z pokoiku.
Wróciłam do naszej sypialni i się pomalowałam. Z niezadowoloną miną spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Kilka zbędnych kilogramów zostało mi po ciąży. Przeczesałam jeszcze raz włosy i wyszłam z łazienki. Na dole w salonie Liam z Damienem obserwował obie babcie jak układają naczynia na stole.  Całkiem nieźle szła im współpraca, a efekt końcowy był piorunujący. Za oknem już się ściemniało. Przyszła pora na zaczęcie Wigilii. Podzieliliśmy się opłatkiem i śpiewaliśmy kolędy. W miłej, rodzinnej atmosferze zjedliśmy pyszną kolację. 
- Mamo na prawdę zostaniecie z dziećmi?- zapytał Liam, nie wiedziałam co on kombinuje.
- Tak.- odpowiedziała moja mama.
- Dziękuję.
- Powie mi ktoś co się dzieje.
- Niespodzianka.- powiedział Liam.- Ale, żeby na nią zdążyć musimy się już zbierać.
Mój tata zawiózł nas na lotnisko. Panowała na nim zupełna pusta, pewnie ze względu na święta. Przeszliśmy odprawę, nawet byłam spakowana. Siedzieliśmy w praktycznie pustym samolocie.
- Liam powiesz mi gdzie lecimy?
- Do Paryża kochanie.- powiedział i mnie pocałował.
- Zwariowałeś prawda.
- Nie. Gdzieś Sylwester musimy spędzić. 
- Poczekaj zostajemy w Paryżu do samego Sylwestra?
- Tak kochanie.
Liam skutecznie uciszał mnie kolejnymi pocałunkami. W pewnej chwili miałam ochotę pomóc mu zdjąć tę jego koszulę, ale w samolocie to już lekka przesada. W końcu wylądowaliśmy. Paryż wyglądał pięknie nocą. Dojechaliśmy do wielkiego hotelu. Nasz pokój był ogromny. Z uśmiechem usiadłam na łóżku. Liam zamówił dla nas wino. Tak spędziliśmy całą noc. Leżąc na łóżku i poją czerwone wino. Rozmawialiśmy o naszym ślubie.


Trochę spóźniony, ale jest. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

7 komentarzy: